Głód polskiego społeczeństwa w zakresie sukcesów sportowych jest kolosalny i nikogo nie powinno obecnie dziwić, że każdy najmniejszy wyczyn jest natychmiast przez media i kibiców podchwytywany. Od wielu lat profesjonalni sportowcy zarzucali jednak przeciętnemu Polakowi, że o ile gotów jest wychwalać i dumnie nosić się z czyjąś karierą, gdy ta jest w okresie zwyżkowym, o tyle przy pierwszych sportowych porażkach wszyscy gotowi są odwrócić się od nich i oceniać krytycznie oraz bezpodstawnie. Mimo tego ostatnie lata przyniosły spore zmiany na lepsze w polskim sporcie, także zimowym. Oczywiście czasami jest to zasługa jednego czy dwóch wielkich idoli, którzy w pojedynkę odmieniali wizerunek dyscyplin raczej mało medialnych w naszym kraju.
Tak było chociażby z Adamem Małyszem, który rozkręcił w okresie swojej niepowtarzalnej dominacji na skoczniach narciarskich prawdziwą Małyszomanię. W jej ramach oglądalność imprez Pucharu Świata przed telewizorami urosła do astronomicznych, wielomilionowych wyników, pojawili się sponsorzy i młode talenty, które chciały koniecznie pójść śladami wielkiego mistrza. Chociaż praktycznie do samego końca jego aktywnej kariery nie miał sobie równego polskiego zawodnika, to jednak schodząc ze sceny w idealnym momencie, zajął jeszcze miejsce na podium razem z innym młodym polskim skoczkiem, Kamilem Stochem. Jak się wkrótce okazało, koniunktura na skoki narciarskie w Polsce pozostała nawet po odejściu Adama Małysza, który swoją drogą doskonale wiedział, kiedy ze sceny zejść – jak mówią słowa popularnej piosenki – niepokonanym. Odniósł wielkie sukcesy i raczej nie dał się poznać kibicom na sam koniec jako przegrany, zmienił dyscyplinę na sporty motorowe, ale w sportach zimowych wciąż obecny jest nie tylko jako dobry duch, ale coraz częściej także ekspert i komentator.
Ostatniej zimy bardzo przeciętne wyniki polskiej kadry na skoczniach międzynarodowych zmusiły federację polską do podjęcia drastycznych kroków w zakresie zmiany obsady trenerskiej dla kadry A skoczków. Adam Małysz coraz więcej ma do powiedzenia w Polskim Związku Narciarskim i zdaniem wielu dziennikarzy przymierzany jest na poważnie do roli dyrektora sportowego tejże. Jeśli mówi się o jego obecności przy kadrze w roli trenera lub jego asystenta, sam zainteresowany natychmiast dementuje te plotki, ale zaznacza, że za kilka może kilkanaście lat, zdanie zmieni, ale na razie jest jeszcze za wcześnie, aby zajmował się trenerką. Z pewnością jednak patrząc na naszą kadrę, można być dumnym z jej prowadzenia i aktualnej pozycji – jeden gorszy sezon może przytrafić się w sporcie absolutnie każdemu. Także wielcy Niemcy, Austriacy, Słoweńcy czy Norwegowie, raz na kilka lat mają gorszy okres. Patrząc na niesamowity potencjał takich zawodników jak Stękała, Murańka, ale jeszcze nadal Kot, Kubacki czy Żyła, można być spokojny, o ich bardzo dobre wyniki już w niedalekiej przyszłości.
Inne sporty zimowe w Polsce nie miały tak łatwej drogi do medialnej sławy i wysokiej oglądalności, jak skoki narciarskie. Po dziś dzień nie ma więc tak dobrej infrastruktury do ich trenowania, brakuje klubów i szkółek finansowanych centralnie i trenujących najmłodszych adeptów tych dyscyplin. Mimo wielkiego sukcesu Justyny Kowalczyk w biegach na nartach, po dziś dzień Polski Związek Narciarski nie poczynił wielkich kroków, aby przekuć tę koniunkturę w odpowiednie zaplecze do dalszego kreowania mody na biegi narciarskie wśród najmłodszych. Wielka mistrzyni kończy już swoją przygodę z nartami i coraz trudniej będzie jej odnieść sukcesy na miarę niedawnych medali olimpijskich i pucharów świata, a niestety nie udało jej się uzyskać tego, co uzyskał Adam Małysz dla skoków narciarskich. I z całą pewnością nie stało się tak dlatego, że jej osiągnięcia w jakiś sposób ustępują osiągnięciom legendarnego skoczka. Wręcz przeciwnie, dla skoków w okresie swojej dominacji Adam był dokładnie tym samym, czym Justyna stała się dla zdominowanych przez Norwegię biegów narciarskich. Na całym świecie zaczęto nagle oglądać tę dyscyplinę sportową, ponieważ na podium przestały stawać ciągle zawodniczki jednej nacji – za sukcesy Polki kciuki trzymano w wielu krajach. Po dziś dzień zresztą poza samą Norwegią to właśnie w Polsce jest największa oglądalność transmisji telewizyjnych z zawodów pucharu świata. Mimo takiej karty przetargowej w międzynarodowym związku i ogromnego potencjału marketingowego, w Polsce wciąż brakuje odpowiedniego zaplecza do szkolenia i wyłuskiwania utalentowanej młodzieży w biegach narciarskich.
Okazjonalne sukcesy w takich dyscyplinach jak biathlon czy łyżwiarstwo szybkie, także rozpalają wyobraźnię polskich kibiców. Tym bardziej, że bardzo często zawodnicy w tych dyscyplinach nie są w stanie nawet zbliżyć się do podium klasyfikacji generalnej pucharu świata, ale w okresie wielkiej mobilizacji na Mistrzostwach Świata albo Olimpiadzie, nagle są w stanie wznieść się na wyżyny i zdobyć medal. Polacy jako nacja bardzo spragniona sukcesów, natychmiast rozpoczyna analizowanie całej struktury danego sportu, naszej historii i aktualnych gwiazd, klubów czy lig. Niestety często z tej analizy dość szybko wyłania się ponury obraz, jak miało to miejsce podczas zimowej olimpiady w biegu na tysiąc pięćset metrów w łyżwiarstwie szybkim. Kiedy Polak zdobywał złoto, ku zaskoczeniu wszystkich, komentator niemalże błagał rządzących krajem, aby wybudowali wreszcie, po tylu latach obiecywania i oczekiwania, chociaż jeden tor do trenowania łyżwiarstwa szybkiego w Polsce. Jak to bowiem możliwe, by wygrywać złoto olimpijskie pochodząc z kraju, w którym nie ma nawet jednego obiektu do trenowania danej dyscypliny?